18 października 2015


W Omanie chcieliśmy zobaczyć dwa regiony - górzystą północ w okolicach Muskatu i niewiele mniej górzyste pogranicze omańsko - jemeńskie. Odległość od jednego miejsca do drugiego to niewyjęte 1000 kilometrów. Opcje nielotnicze są dwie: 1) jazda interiorem przez pustynię, na wprost z krajobrazem wyglądającym non-stop mniej więcej tak:




lub 2) jazda wzdłuż wybrzeża, dłuższa, ale z dostępem do wody i piasku, które z póltorarocznym Ignasiem stanowią miejsce na przerwy idealne. Łatwo zgadnąć, że staraliśmy się trzymać opcji 2. Dla chwil takich jak ta:



---
Przerwy
Głównym bodźcem dla naszych nadmorskich przerw była chęć zapewnienia Ignasiowi rozrywki i jego zadowolenie. Nieprawdą byłoby jednak powiedzenie, że robiliśmy to tylko dla niego. Robiliśmy to też dla siebie, sami bawiliśmy się w trakcie ich trwania nie gorzej. Bo super jest wykąpać się w falach Oceanu Indyjskiego, bo na zjeżdżalniach, karuzelach, huśtawkach można mieć w trójkę tyyyyle radości, bo lubimy budować zamki z piasku otoczone fosą podlewaną regularnie przez dobijające fale, bo można oko nacieszyć widokiem ładnym i piaskiem białym. Rewelacja!

Plac zabaw pośrodku niczego



Każda pora dnia dobra na plażową przerwę


Nie zawsze byliśmy sami. W ogniu fleszy paparazzi

---
Wyspa Masirah
Jest mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Muskatem a Salalah wyspa, co zwie się Masirah. Kitesurferom mogła obić sie o uszy, bo jest okres w roku kiedy lokalne wody nawiedzają silne wiatry i ludzie zjeżdżają do założonej bazy na pływanie. Jest tam też duża baza wojskowa i trochę osad rybackich, hotel z przylegającym barem, w którym całkiem swobodnie można napić się piwa. Jest też dużo pustki, spokoju, a i pagórek do wspięcia się po widok się znajdzie. Piękne byy te nasze chwile na Masirah i jest to trochę niewytłumaczalne. Bo nic spektakularnego to miejsce nie oferuje. W podróży nie chodzi przecież jednak o spektakularność. Tylko o to "coś", co sprawia, że jest ci w danym miejscu dobrze, bo aura miejsca współgra z Tobą, bo miejsce wysyła do Ciebie "sygnał", dzięki któremu gęba nie przestaje się uśmiechać.

W cztery oczy


Rzuty kamykami najlepszą rozrywką w trakcie przydługich spacerów

Ciacho w najwyższym punkcie Wyspy Masirah

Piona!

Czy ktoś wie co to jest? Bardzo to piękne!


Okazy z targu rybnego


---
Noclegi na plaży
Plaże w Omanie wydają się idealnym miejscem na nocleg. Puste, nikogo po horyzont nie ma, wieczorem można patrzeć się bez końca w światło księżyca odbijające się tafli wody, a o poranku Ignaś wymaszerowuje z namiotu wprost do piaskownicy. Nie chcieliśmy spać w innym miejscu niż plaża, do czasu.
- Michaś, śpisz?
Cisza. Może nie usłyszał. Wiatr kładzie namiot, huk taki, że masz wrażenie, że jesteśmy w oku cyklonu i zaraz odfruniemy.
- Michaś, śpisz?
- Nie śpię. Nie da się. Tylko dziecko może w czymś takim spać.
Nasz sen jest bardzo hałasoodporny. Moglibyśmy zasnąć na autostradzie albo na ulicy w Hanoi. I huk wiatru byśmy znieśli, ale piach, który wciska do namiotu każdy podmuch wiatru jest nie do wytrzymania. Mamy go w uszach, oczach, zębach. Wszędzie. I pomyśleć, że jak zasypialiśmy było tak spokojnie i nic nie zapowiadało takiego wiatru w nocy. Siadamy. Patrzymy się z niedowierzaniem na śpiącego Ignasia. Ściany namiotu walą nam w twarze, a my obmyślamy plan ucieczki. W takim wietrze, po ciemku będzie nam bardzo trudno wszystko złożyć. Plus gdzie o drugiej uciekać. Płasko dookoła, trudno znaleźć schronienie za skałą. Decydujemy się na rozłąkę. Ja idę przygotować dla mnie i Ignasia spanie w Yarisce, Michał zostanie w namiocie i będzie pełnił funkcję głazu powstrzymującego namiot przed odfrunięciem. Ignaś dostaje królewskie legowisko na tylnej kanapie, ja zwijamy się kłębek na przednim siedzeniu. I tu łatwo się nie śpi. Piach nie wali w oczy co prawda, ale samochodem buja na wszystkie strony, efekt odfruwania podobny do tego z namiotu. Co chwilę sprawdzam też, czy Michał tam jeszcze na plaży jest, czy już go zasypało albo porwało. Bilans nocy: jedna odfrunięta karimata i zasypany w piachu Ignasiowy sandał. To drugie okazuje się bardziej problematyczne niż to pierwsze. Butów dziecięcych w Omanie pod dostatkiem, ale przecież jest zima, a w zimie chodzi się w trzewikach!
Od tej pory decydując się na spanie na plaży szukaliśmy skał, łodzi lub innych wiatrochronów. Na wszelki wypadek.


Schowani na łódką
 
Zdjęcie z namiotu przed ewakuacją

O świcie po ewakuacji. Michał stara się odnaleźć przysypanego piachem sandałka.

----
Żółwie w Ras al Jinz
Omańskie plaże upatrzyły sobie żółwie morskie na dobre miejsce do rozmnażania. Marzyło mi się zobaczenie takiej żółwiej "arribady", czyli kilkuset żółwic wypełzających na plażę, żeby złożyć jaja. W Omanie byliśmy jednak w niskim sezonie, wiedzieliśmy więc, że jeśli będziemy mieli szczęście zobaczymy pojedyncze sztuki. Zawsze coś. Pojechaliśmy więc tam, gdzie było to najbardziej prawdopodobne - do Ras al Jinz. Organizowane są tam dwa wyjścia na żółwic podglądanie - nocne i poranne, o świcie. Rozbiliśmy namiot w pobliżu i rozdzieliliśmy się - ja poszłam w nocy, Michał miał iść bladym świtem. Razem ze mną czekało na wejście na plażę kilkadziesiąt innych osób. Nienajlepiej się z tym czułam. Bałam się efektu bydła, ganiającego żółwice z aparatem i strzelającego fleszem, bez poszanowania żółwiej prywatności. Muszę jednak przyznać, że jak na ten odwiedzający plażę tłum, całkiem nieźle zostało to zorganizowane. Zakaz aparatów, tylko przewodnicy wyposażeni w latarki, zakaz zbliżania się do żółwic wychodzących z morza oraz podchodzenia do nich od tyłu. Tłum podzielony na mniejsze podgrupy, na plaży cisza, brak głośnych rozmów, jakaś namiastka intymności stworzona. Niesamowite są te wypełzające z fal żółwie olbrzymy. Wiele razy widziałam je nurkując, spotkanie na lądzie to jednak zupełnie nowa historia. Wróciłam do namiotu bardzo przejęta.
- Michaś, musisz koniecznie jutro rano wstać!
To jednak Ignaś obudził Michała, zamiast nastawionego wcześniej budzika. Tylko mi spotkanie było dane.
Żółwi ślad i dziura na jaja na jednej z plaż

----
Okolice Salalah
- Po co jedziecie na południe? - słyszeliśmy od większości Omańczyków.
- To nie jest sezon. Tam jeździ się w lecie, jak jest zielono. Teraz nie ma sensu, nic tam nie ma. - powtarzali.
Okolice Salalah są jedynym miejscem w Omanie nawiedzanym przez monsun, dzięki któremu w lecie robi się tam zielono. A zielono dla Omańczyka to jak biało dla Tanzańczyka. To jest to "coś", dla którego warto tarabanić się 1000 km przez pustynię. Na nic zdają się tłumaczenia, że my mamy deszcz i zielone drzewa w Polsce, a na południe jedziemy dla tych suchych, surowych gór, co do morza wchodzą, tworząc zatoczki urokliwe.
Wybrzeże Omanu przed i za Salalah jest po prostu spektakularne. Wysokie, wysuszone góry wchodzą tam w ocean, strome drogi schodzą pionowo do plaż, otoczonych przez wysokie szczyty. Gdzieniegdzie wioski rybackie, uśmiechnięci Omańczycy częstujący mlekiem wielbłądzim albo dzielący się muszlami właśnie wyłowionymi z wody. Dla mnie jest to jedno z najpiękniejszych wybrzeży, kiedykolwiek przez nas odwiedzonych. Warto pojechać do Salalah dla tych widoków. Można tylko wyobrażać sobie jak pięknie musi być tam dalej, po jemeńskiej stronie.
 
Na południe od Salalah





Port w Mirbacie. Na północ od Salalah





 Magda


Wybrzeże Omanu

Masirah

Salalah i okolice
Wysłano z ultrabooka Asus UX42VS