Niedługo po powrocie z Omanu, gdzie powitaliśmy 2015 okazało się, że Ignaś przestanie być jedynakiem [juhu!]. Pochłonięci nowymi pracami, rok spędziliśmy w dużej mierze w biurach, a na wakacje postanowiliśmy wybrać się samochodem do Rumunii. Kusiło nas przetestowanie nowego "kamperowego" sposobu przemieszczania się :)
Magda w siódmym miesiącu ciąży nie chciała już spać w namiocie na karimacie, więc specjalnie pod tygodniowy wyjazd kupiliśmy dwudziestoośmioletniego Forda Transita w wersji Nugget, przerobionej przez Westfalię. Z zewnątrz auto wygląda jak zwykły busik, jednak podnoszony dach i specjalne wyposażenie sprawiają, że w aucie na dwóch szerokich łóżkach śpią wygodnie 4 dorosłe osoby. Posiłek można ugotować na trójpalnikowej kuchence gazowej z produktów trzymanych w lodówce zasilanej tym samym gazem. Rozkładany stolik pomiędzy tylną kanapą i przednimi obracanymi fotelami dopełnia reszty komfortu.
Minusów długo nie trzeba szukać: brak wspomagania, klimatyzacji i tylko 68 koni mechanicznych. Na trasie w najcieplejszym sierpniowym tygodniu jechaliśmy po prostu max 80km/h, za to z pootwieranymi oknami ciesząc się widokami i wolnością.
Te kilka dni urlopu spędziliśmy w północnozachodniej części Rumunii.
W górach Gutai poszliśmy na banalny (dla dorosłego), ale piękny szlak prowadzący na Koguci Grzebień (Creasta Cocosului), skąd widać bardzo dobrze pas gór po ukraińskiej stronie.
W innych miejscach aktywnie wykorzystywaliśmy na króciutkie i trochę dłuższe wycieczki zabrane z Polski rowery. Z miejsc, o których słyszeliśmy, ale jeszcze nigdy nie byliśmy dotarliśmy do Szigiszoary.
Poznaliśmy też powszechnie znane inne skarby regionu: gorące źródła w Sovacie, zamek Biertanu, wąwóz Cheile Turzii koło Turdy, malowniczą Rimateę, szutrowymi drogami przekroczyliśmy pasma Parku Narodowego Apuseni.
Pięknym widokom towarzyszyło doświadczenie autentycznej gościnności mieszkańców. W Satu Mare rozbiliśmy się koło zabudowań jakiegoś upadłego ośrodka sportowego. Rano obudziliśmy się w delikatnym akompaniamencie uderzeń rakiet, a członkowie tętniącego życiem klubu tenisowego zaprosili nas do skorzystania ze swoich natrysków.
Rozbici w górach przy strumyku spodziewaliśmy się od zatrzymującego się przy nas samochodu, że zostaniemy upomnieni, że w Parku Narodowym nie pali się ognisk. Oczywiście mamy złe skojarzenie - to lokalny mobilny sprzedawca warzyw sprawdzał, czy może jakiś produktów nie potrzebujemy. Piwa wprawdzie chłodnego nie mógł nam zaoferować, za to nie mogliśmy nie zabrać do Polski Palinki w pięknym opakowaniu sygnowanym Aqua Carpatica, czyli rumuńskiej Muszynianki. Warzyw zabraliśmy od Pana całe siatki. Lokalne pomidory z powodu swojej brzydoty nigdy by się nie znalazły na półce sklepowej w Polsce, za to resetują poprzednio poznane poziomy smakowe przez nasze kubki.
Problem z kamperem jest taki, że nie zawsze jest łatwo znaleźć płaskie miejsca na nocleg tuż przy drodze, w którym mielibyśmy poczucie prywatności i bezpieczeństwa. Nic nie powstrzyma słońca przed schowaniem się, nie kupi się dodatkowej półgodzinki na szukanie takiego miejsca za widoku. I wtedy jeszcze na wąskiej leśnej drodze natrafia się na drwali, którzy ręcznie ładują specjalnymi dźwigniami pnie na przyczepę traktora. Nie ominiesz, nie przeskoczysz. I właśnie taki drwal wskaże Ci miejsce na swojej posesji, do której przecież sam jedzie. A rano zaprezentuje wszystkie zwierzęta w gospodarstwie, co jest najlepszym możliwym przeżyciem dla Ignasia.
Kolejne dni zlatują niepostrzeżenie i już wiemy, że takim kamperem, w którym możemy spać, chętnie jeszcze gdzieś pojedziemy.
Co jest pięknego w wolnym podróżowaniu? Normalnie przy tak krótkim urlopie zaplanowałbym powrót z Rumunii do Warszawy na jeden dzień drogi. Ale bez klimy, z małym dzieckiem, przy prędkości przelotowej 80km/h, dużo przyjemniej nam się jechało kiedy podzieliliśmy tę trasę na dwa dni - w ten sposób zobaczyliśmy piękne starówki Koszyc i Bardejowa, do których nigdy nie mieliśmy wcześniej czasu zjechać.
Na koniec jeszcze trasa naszej wycieczki:
Pozdrawiamy z opóźnieniem
Michał
Wysłano z ultrabooka Asus UX42VS