28 marca 2014


Zanurkowaliśmy! Po raz pierwszy od czterech lat, razem, zobaczyliśmy, co słychać pod powierzchnią morskiej wody. Nie mniej nam się to podobało niż za pierwszym razem. A może nawet bardziej, bo jeszcze nigdy nie widzieliśmy tyle stworzeń i tyle różnego korala na raz.

Ale po kolei. Z Chiapas pojechaliśmy na karaibskie wybrzeże Jukatanu, zahaczając po drodze o kolejne kolonialne miasta - Campeche, Meridę i Valladolid. Z Playa del Carmen wzięliśmy prom samochodowy na Cozumel i to ta właśnie wyspa stała się naszą mini bazą do poznawania tego, co pod wodą. Cozumel uznawany jest za jedno z najpiękniejszych miejsc do nurkowania na świecie. Jest tam w związku z tym wielka baza nurkowa stworzona w dużej mierze pod Amerykanów, a więc idealne miejsce dla nas. Piękny koral, piękne życie podwodne, a przy tym wysokie standardy bezpieczeństwa i dobrzy instruktorzy psycholodzy - rzecz konieczna przy mojej spanikowanej głowie i małym doświadczeniu.

Tylko jak wybrać szkołę, tą jedną ze stu? Opinie mają wszystkie raczej bardzo dobre. Kryterium mieliśmy dlatego jedno - znaleźć szkołę, która pomoże nam w zorganizowaniu godnej zaufania opiekunki dla Ignasia. Pomógł wszystko wiedzący google i tak trafiliśmy na Dive Choice, szkołę prowadzoną przez meksykańsko - holenderską parę. Karen i Ricardo mają 4- letniego synka, który swego czasu miał opiekunkę Luzmę. Ignaś został więc na prawie 6 godzin z Luzmą w domu z miliardem zabawek i psem. Wielki pies to wielka atrakcja. Mimo wszystko zastanawialiśmy się jak to będzie, Ignaś po raz pierwszy w życiu zostawiony w ciągu dnia z opiekunką, Ignaś po raz pierwszy w ciągu dnia bez nas. Jak zaśnie, skoro zasypia zawsze u mnie na rękach w czasie karmienia? Będzie tęsknił / płakał? Normalnie uwielbia ludzi i każdy jest jego kumplem, ale i czy tym razem tak będzie? Wiecie, takie rodzicielskie rozkminy :) Luzma nie podzielała naszego przejęcia. Trójkę swoich dzieci wychowała, w niejednym domu pracowała, to też sobie poradzi.

Poznajcie Luzmę

Po dniu z Luzma Ignaś znalazł nowe towarzystwo na plaży
Ile my ryb, rybeczek i rybsk widzieliśmy pod wodą! Wszystkie kolory tęczy i to jeszcze jakie jaskrawe. Ławice i pojedyncze sztuki. 5 żółwi morskich, jeden jedzący z dna. 3 rekiny, wielka płaszczka, do tego wielgaśne homary, jakich talerze nie widziały, stadko ryb najeżkowatych, gatunki endemiczne dla Cozumelu. Nie mamy niestety zdjęć z naszych nurkowań, jedyne co więc możemy Wam pokazać, żeby choć trochę przybliżyć Wam tamten świat to te dwa linki. Pierwszy ze zdjęciami ze spotu Palancar Garden, drugi z albumem ryb. Przepięknie, mógłby się ten tlen w butli tak szybko nie kończyć... :)

A Ignaś? Ignaś przywitał nas z tak samo niewzruszoną miną jak nas pożegnał. Bardziej interesowało go to dokąd właśnie idzie pies. I nie był przyklejony do nas resztę dnia, tylko po południu na plaży pomaszerował do meksykańskiej rodziny i przesiedział w ich towarzystwie cały nasz plażowy czas.


Rafa koralowa przy samej plaży na Cozumelu






Sam Cozumel, poza nurkowaniem, nie jest jakimś miejscem do polecenia. Codziennie rano gigantyczne wycieczkowce wypluwają tam tysiące amerykańskich turystów. Zdarza się, że do brzegu zawija kilkanaście promów naraz. Możecie wyobrazić sobie, co się dzieje, jak na małym wakacyjnym terenie znajdzie się tłum Amerykanów korzystających ze swoich kilku dni bardzo pracowicie zbieranego cały rok urlopu. Wokół portu ustawiają się ludzie oferujący samochody do wynajęcia. Mają Ci Meksykanie nosa, Amerykanin bez samochodu - google powiedziałby "podana fraza nie została odnaleziona". Są więc do wynajęcia małe chevrolety, większe nissany, terenowe jeepy (które szutrów na Cozumelu nie widzą), samochody domoróbki, motorki, skuterki, segwaye itd itp. I całe to towarzystwo jeździ jedyną drogą dookoła wyspy, zatrzymując się na co ładniejszej plaży. Niektórzy jeżdżą autobusami lub większymi taksówkami z przewodnikami. Mają briefing przed wejściem na plażę, przewodnik pokazuje im, w którym miejscu wejść do wody. Jeśli zatrzymują się w miejscu, w którym możliwy jest snorkeling, przewodnik wchodzi do wody razem z nimi i oprowadza ich po rafie. Ceny z kosmosu. Nie trochę wyższe, średnio 2-3 razy wyższe niż w Meksyku, zazwyczaj podawane w dolarach.

Trudno było nam znaleźć w tym wszystkim miejsce dla siebie. Tak, żeby zostać na kilka dni i cieszyć się naszym byciem na Karaibach. Częściowo nam się to udało. W supermarkecie kupiliśmy zestaw do snorkelingu, dzięki czemu ominęliśmy drożyznę w wypożyczalniach. Na obiad znaleźliśmy pyszną tanią knajpę z "menu del dia". A na noc rozbiliśmy namiot na plaży po tej bardziej dzikiej, wschodniej stronie wyspy. Trochę musieliśmy się pouśmiechać, żeby się udało, bo generalnie wschód wyspy jest "zamykany" przez wojsko na noc, nie ma tam hoteli i nikt tam wstępu po ciemku nie ma. Na jednej z plaż poznaliśmy jednak sympatycznego Guillermo, który strzegł w czasie nocy posesji z restauracją. Pokazał gdzie rozbić namiot i gdzie postawić samochód, żeby jak najmniej rzucać się w oczy. A jakby w nocy policja szukała właścicieli samochodu, Guillermo miał powiedzieć, że padł nam akumulator i po samochód wrócimy dnia następnego.  Pierwsza noc była cudowna. Drugiej nocy już zbieraliśmy się do spania, gdy na mikro zakręcie przed knajpą para miejscowych nastolatków rozbiła się na motorze o barierkę. Motor padł, dziewczyna w szoku i poobijana, musieliśmy im jakoś pomóc. Michał chciał ich zawieźć do szpitala, ale Guillermo powiedział, że wojsko w życiu nie wpuści go z powrotem. A w namiocie spał już Ignaś. Jedyną osobą z działającą komórką był Michał, a jedynym miejscem z zasięgiem dach restauracji. A więc Michał wdrapał się na dach i zadzwonił po pogotowie. Byliśmy pod wrażeniem jak szybko przyjechali, a razem z nimi policja, która zaczęła dopytywać się o właścicieli samochodu i o to, gdzie jest osoba, która zadzwoniła na pogotowie. Guillermo powiedział im lojalnie historię z akumulatorem i przyznał, że to on dzwonił na pogotowie. A my kryliśmy się w tym czasie w namiocie i ratowaliśmy wymiotującego Ignasia. Poranek za to i po drugiej nocy był przepiękny.









Więcej zdjęć:
Cozumel


Magda

Wysłano z ultrabooka Asus UX42VS

4 komentarze :

  1. Młody(strzaskany na) mahoń, tfu znaczy Mochoń ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Napiszcie kiedys praktyczny poradnik o kupowaniu samochodu w USA i przekraczaniu nim granic w Ameryce Centralnej. Bardzo mnie ten temat interesuje :) Czytam Wasze relacje z wielkim zainteresowaniem, bo planuję podobną podróż :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy taki wpis w planie! Jak będziesz miała jakieś pytania śmiało pisz, odpowiemy :)

      Usuń