7 czerwca 2016


Tuż przed granicą z Gruzją odbijamy na południe, w stronę Iranu. Zatrzymujemy się na granicy z Armenią pod bramą ruin średniowiecznego miasta Ani.

Krajobraz zmienił się nie do poznania. Zgubiła się gdzieś po drodze bujna nadmorska roślinność, tylko zieleń pozostała. Góry zastąpił płaskowyż z pojedynczymi wyrastającymi szczytami. Jest zimno i ponuro. Słońce co chwile przykrywają czarne burzowe chmury, które wylewają wiadro wody, po czym odchodzą, zostawiając znowu miejsce słońcu. I tak na przemian. Dojeżdżamy do ruin po południu, chcemy się po nich przejść, ale słoneczne, bezdeszczowe chwile są na tyle krótkie, że odkładamy wejście do ruin na następny poranek. 

Przez noc pogoda się nie zmienia, ale po przeczekaniu porannej burzy podejmujemy próbę. Zakładamy wszystkie ciepłe rzeczy na siebie i idziemy.

Pogodowa aura idealnie pasuje do tego miejsca. Zielona rozległa równina, przecięta wąwozem i wyrastające z niej pojedyncze kościoły, meczet i kikuty budynków mieszkalnych, karawanserajów i łaźni dają sygnał o dawnej świetności miasta. Tysiąc lat temu mieszkało tu 200 000 ludzi, Ani było stolicą państwa ormiańskiego i nazywane było miastem 1000 kościołów. Z czasem podbite przez Seldżuków łączyło w swoich murach chrześcijan i muzułmanów. O rozległości miasta świadczą odległości pomiędzy kolejnymi pozostałościami budynków. To miasto było kiedyś po prostu ogromne.

Dzisiaj Ani leży na terytorium Turcji, przy samej jednak granicy z Armenia. Do niektórych fragmentów ruin nie można wręcz dojść, ponieważ lezą one za blisko dna wąwozu, które stanowi granicę z wrogim państwem. Flaga turecka, gigantycznych rozmiarów dumnie powiewa nad ruinami. 

Ignaś bawi się w przewodnika. Ścieżki nie są jednoznacznie oznaczone, więc pokazuje nam którędy droga do kolejnego kościoła. 
- Mamusiu, tatusiu, chodźcie za mną. Pokażę Wam drogę.

W najlepiej zachowanej katedrze wita nas z kolei pod postacią sprzedawcy kamieni.
- Mamusiu, teraz ja sprzedaję kamienie, a ty kupujesz. 
- Jakie kamienie ma Pan w sprzedaży?
- Mam kamień wielki, drugi wielki, trzeci wielki i małe. Małe są dla Tymka. Wielki dla Ciebie, on jest dobry do rzucania do wody. 
- Acha, w takim razie proszę ten wielki. Ile kosztuje?
- Osiem.
- Mam tylko 10, ma Pan wydać?
- Mam. Dobra mamusiu, teraz tu sprzedajesz, ja kupuję.

Camping w drodze do Ani

Śniadanie w aucie, chowamy się przed burzą

Gdzieś po drodze

Gdzieś po drodze


Flaga nad ruinami Ani

Wchodzimy do ruin







Po drugiej stronie wąwozu jest już Armenia



Kwiatek dla Ciebie!


Meczet seldżucki wśród kościołów

Post napisaliśmy na notebooku Asus UX301L

1 komentarz :

  1. Mam nadzieję, że Tymkowi to uśmiechanie się naprawdę do końca życia zostanie! Chyba nie znam jego innej miny ;) A Ignaś niech znajdzie kamień dla ciotki - kupię za 10, bez reszty ;)

    OdpowiedzUsuń