9 maja 2014


Święta to czas specjalny, chcieliśmy więc spędzić go w sposób wyjątkowy. Znaleźć miejsce na mapie Gwatemali, w którym obchody Wielkiej Nocy są specjalne – cel ten przyświecał nam od chwili przekroczenia granicy. Różne osoby miały dla nas różne rekomendacje, zawsze jednak powtarzała się Antigua, stara stolica Gwatemali. Wielki Tydzień obchodzony jest w niej tak hucznie, że żeby w nim uczestniczyć, ludzie zjeżdżają nie tylko z kraju, ale i z zagranicy. Zniechęcały nas trochę te dzikie tłumy, których spodziewaliśmy się na miejscu. Skoro jednak Antigua i tak jest miejscem bardzo turystycznym i trochę zatłoczonym, uznaliśmy, że pojedziemy po całości i zobaczymy ją w pełni turystycznej krasy. Przynajmniej się łudzić nie będziemy, że zastanie nas tam odrobina gwatemalskiej autentyczności dnia powszedniego.

Żeby było jeszcze bardziej wyjątkowo na czas pobytu w Antigua nie zatrzymaliśmy się w tanim lokalnym hoteliku, w którym ceny na czas Wielkiego Tygodnia osiągały wartości potrójne. Znaleźliśmy na airbnb pokój wynajmowany przez dwie Niemki w wypaśnym kompleksie kamienic z basenem, w cenie niższej niż każdy jeden hostel, hospedaje czy posada w tym czasie. Wspaniała sprawa położyć się w czystej domowej pościeli spać, wykąpać pod prysznicem z ciepłą wodą ogrzewaną piecykiem gazowym a nie elektro-showerem, po czym rano zejść na bosaka po schodach do kuchni i zaparzyć sobie kawy. Jajajaj… Mogłabym stamtąd cały tydzień nie wychodzić. Chyba, że na basen w ogrodzie.


Nasz super dom w Antigua
Za płotem rozpoczynały się jednak obchody Wielkiego Piątku, który w Antigua jest równoznaczny z wielkimi procesjami. W całym mieście jest 6 procesji, niedużo? Ilościowo może nie aż tak wiele, ale jeśli wziąć pod uwagę fakt, że jedna procesja potrafi iść ulicami kilkanaście godzin, możecie sobie wyobrazić, że nie sposób na choć jedną z nich natrafić. Pierwsza wychodzi już o 4 rano w nocy z czwartku na piątek z kościoła La Merced. Ostatnie wyruszają o godzinie 16, powracając do kościoła dopiero sobotnim porankiem. Są większe i mniejsze, dłuższe i krótsze, bardziej tłumne i prawie kameralne. Każdą procesję rozpoczynają dwa szeregi mężczyzn ubranych w czarne lub fioletowe szaty, idących równolegle po dwóch stronach ulicy. Między nimi co kilkanaście metrów poruszają na przód odpowiedzialni za kadzidła. „Serce” procesji idzie więc w klimatycznym dymie. Jest nim olbrzymia platforma, z Jezusem ukrzyżowanym lub do grobu złożonym. Nie mam pojęcia ile ton może ważyć, dość że niesie ją naraz około 80 mężczyzn, którzy zmieniają się co 10 minut. To ile osób niesie platformę przez cały czas trwania procesji? Prosta matematyka :) Tłum. Żeby było trudniej mężczyźni nie idą tak po prostu do przodu. Co kilkanaście kroków następuje cykl cofania się. A każdy krok wykonywany jest w rytm bębnów, tuż za platformą podąża dęta orkiestra wydająca z siebie żałobne dźwięki.

To nie koniec. Za platformą z Jezusem podąża platforma z Maryją, mniejsza i niesiona wyłącznie przez kobiety. W jednej z procesji na froncie jechały na kołach platformy ze wszystkimi stacjami drogi krzyżowej, widzieliśmy żołnierzy, niesione krzyże, transparenty. Kolorytu dodają dywany. Nie takie zwykłe materiałowe ani nie perskie. Dywany są naturalne, wykonane z trocin, igliwia kwiatów, owoców i warzyw. Niektóre dywany są wielkie i z imponującymi wzorami. Projektowane niekiedy miesiącami, budowane tuż przed przejściem procesji, często w dużym pośpiechu. Procesje idą bowiem podobnymi drogami, przejdzie jedna, zaraz za nią zbliża się kolejna. A wiadomo, że po przejściu tłumu z naturalnego dywanu niewiele zostaje, trzeba więc zbudować kolejny. Najbardziej podobały nam się te budowane na trocinach jako materiale wyrównującym kostkę brukową. Na trocinowej podbudowie tworzone były ciekawe wzory z kolorowych pyłków. I jaki tęczowy mix powstawał z tego po przejściu procesji! Jak na festiwalu Holi w Indiach!

Niesamowite wrażenie robiły procesje nocną porą. Wzdłuż niektórych ulic ustawione były reflektory oświetlające poruszającą się procesję. Dodatkowo platformy rozświetlone były same w sobie, za każdą z nich jechał generator prądu. Dym z kadzideł w świetle latarni i reflektorów wyglądał jeszcze bardziej klimatycznie. I pewnie zostalibyśmy do późnych godzin nocnych gdyby nie nasz mały Ignaś, który w tłumie nie czuł się najlepiej, a wieczór i zmęczenie potęgowały jego niezadowolenie.

Wielkanoc w Antigua ma też swoją drugą stronę. To tak jak ze zdjęciami z wielkich zabytków o świecie. Spojrzysz na fotkę – widzisz majestatyczne Machu Picchu bez śladu człowieka, wychylające się stopniowo z porannej mgły. A za plecami fotografa jest w tym czasie tłum ludzi robiących identyczne zdjęcie. Począwszy od uczestników procesji po biernych obserwatorów – u wszystkich można było zaobserwować elementy trochę bardziej festyniarskie a mniej świąteczne. Zakapturzeni Panowie z sukniach mieli też często okulary przeciwsłoneczne i gadali przez komórki, nie wszyscy oczywiście, jednostki, ale nie były to bardzo odosobnione przypadki. Ludzie przeciskali się i przechodzili w poprzek procesji z watą cukrową sprzedawaną przez wniebowziętych sprzedawców, ucieszonych ruchem w interesie. Do tego tłum amerykańskich turystów, dla których obchody Wielkanocy w Antigua mają wymiar czysto tradycyjno-rytualny i pozbawione są religijnego choć zabarwienia. Za procesją szła zawsze grupa ludzi liczących na zdobycze. Tuż po przejściu procesji, trwała walka o kwiaty, nie mówiąc już o owocach i warzywach. Każda zdobycz lądowała w przepastnych torbach, niesionych czasami przez samych panów w sukniach. Oczywiście, że w tym tłumie można było dostrzec pobożne staruszki, które pogrążone w zadumie obserwowały procesję z perspektywy swojego stołeczka. Trochę jednak, w naszych oczach, było ich za mało w porównaniu z tłumem gapiów obgryzających paznokcie. Majestatyczna jest Wielkanoc w Antigua, mogłaby być jednak również trochę mniej turystycznym hajlajtem i festynem.











Dywany po przejściu procesji


W oczekiwaniu na procesję


Magda

Więcej zdjęć:
Wielkanoc w Antigua


Wysłano z ultrabooka Asus UX42VS

0 komentarze :

Prześlij komentarz