1 stycznia 2014


Święta Bożego Narodzenia to ten czas w roku, kiedy niezależnie od wyjątkowości i świetności miejsca, w jakim przebywamy na świecie, najchętniej katapultowalibyśmy się do Polski. Pytanie tylko, czy do Kielc, czy do Lublina, to musielibyśmy jeszcze przegadać :P Dwa lata temu święta spędzaliśmy w Ugandzie i były to święta niezapomniane. Tegoroczne (piszę jeszcze w 2013 roku) też takie będą, bo były najbardziej "domowe" ze wszystkich Bożych Narodzeń, jakie spędziliśmy w drodze. Dzięki Magdzie.


Magdę poznaliśmy przez internet jeszcze z Polski. Szukaliśmy osób, które mogłyby przygarnąć nas na pierwsze tygodnie naszego kalifornijskiego startu. Napisaliśmy na forum polonii w San Francisco i odezwała się do nas między innymi Polka z Sacramento. Jej świąteczne zaproszenie było tak bardzo serdeczne, że nie mogliśmy z niego nie skorzystać. I tak właśnie znaleźliśmy się w stolicy stanu Kalifornia, w polsko-amerykańskim domu z trójką dzieci. Przed Wigilią pojechaliśmy po przysmaki do lokalnego rosyjskiego sklepu. Na wigilijnym stole znalazły się dzięki temu trzy rodzaje śledzików, sałatka z kapusty kiszonej, pierogi, barszcz z uszkami, ryba, sałatki, krewetki i takie tam. No po prostu niebo w gębie. Po amerykańskiej burgerdiecie wmiataliśmy zawartość kolejnych półmisków w tempie astronomicznym. Był opłatek, w pokoju obok choinka, a pod nią część prezentów. Prawie jak w domu. Tylko za oknem cytryny spadały z drzew i można było chodzić w cienkiej kurtce. No i nie było mamy, taty i rodzeństwa. Na tyle jednak na ile domowość i rodzinność była możliwa, znaleźliśmy je w Sacramento. Dzięki Magda!

Przy wigilijnej kolacji

Wigilijna rodzina w komplecie
W Stanach, a przynajmniej w Kalifornii, Święta Bożego Narodzenia to przede wszystkim światełka, prezenty i Mikołaj. Choinki stoją w domach już od Święta Dziekczynienia, podobnie wygląda sytuacja z dekorowaniem domów. Przed domami stają nadmuchane bałwany, powycinane bajkowe postaci, świecące renifery, bombki, grające i świecące instalacje. Niektóre dzielnice lub ulice dogadują się i starają się wyróżnić wyjątkowymi dekoracjami. W okolicach Sacramento zagłębiem najznamienitszych ozdób jest Rocklin. Wszystko błyszczy tam, iskrzy, a czasami nawet gra. Lukru co niemiara. Oczy latają na wszystkie strony, a mózg nie wie, na czym dokładnie je zatrzymać. Po prawej Mikołaj i fontanna śpiewają Gangnam Style, a obok tańczą ludzie, po lewej ludzie rozpalili przed garażem ognisko w metalowej misce i popijają winko. Tuż obok Mikołaj został zdetronizowany przez Supermena, a najbidniej w całej okolicy wygląda jedna z dwóch ozdób-szopek. Przez ulice przewala się tłum ludzi podziwiających kreatywność świecidełkową mieszkańców. Tylko bardziej aktywna część idzie na piechotę. Ameryka samochodem stoi, reszta stoi więc w korku i w mozolnym tempie, siedząc na siedzeniach, na pace pick-upów lub wystając przez szyberdachy podziwia światełkowe atrakcje. W korku znajdziecie nie tylko prywatne samochody, są też busy z domów spokojnej starości oraz limuzyny, w których zupełnie jak na polskich wieczorach panieńskich/kawalerskich impreza trwa. Zwiedzający robią zdjęcia domom, właściciele domów, grillując na podjazadach przed garażami lub siedząc na dachach nad garażami robią zdjęcia "turystom". A my dostawaliśmy roztrojenia jaźni i nie wiedzieliśmy, w którą stronę w danej sekundzie skierować obiektyw, żeby każdy "dziw" został uwieczniony. Z wielostronnego ataku zmysłów najbardziej zadowolony był Ignaś. Śmiał się sam do siebie w pożyczonym od Magdy wózku, uwagi jednak większej niż światełka na sobie nie skupił.

Beatelsi pozdrawiają świątecznie

Najbardziej licha ozdoba ulicy - bożonarodzeniowa szopka

Limuzyna z prawej mija limuzynę z lewej

Barbecue przed domem
Tak sobie myślę, że Boże Narodzenie przyjęło w Kalifornii taki kształt częściowo przez wspominaną już wielokulturowość. Dla wielu osób tu mieszkających to po prostu żadne religijne święto. Najlepszym dowodem tego była nasza wizyta w przedszkolu małej Sofijki na przedświątecznym spotkaniu dla rodzin. Panie przedszkolanki przebrane za pomocników Mikołaja opowiadały o świętach w różnych  religiach świata, a dzieci chwaliły się różnymi planszami i wyklejankami nawiązującymi do każdego z omawianych krajów i wyznań. Może też dlatego znane nam Merry Christmas coraz częściej zastępuje po prostu Happy Holidays. Dla chcących doszukać się religijnego wymiaru najłatwiej przenieść się do społeczności latynoskiej. Na bożonarodzeniowej mszy kościół pękał w szwach od czarnych meksykańskich głów, charyzmatyczny ksiądz mówił kazanie przez 40 minut, z czego połowa leciała z iPhone'a, a kobiecy zespół pięknie grał i śpiewał w latynoskie kolędy.

U Sophi w przedszkolu
Poza doświadczeniem świątecznym w Sacramento zrobiliśmy też kilka ciekawych wycieczek. Fanom wina polecamy znacznie mniej oblegane niż w Napa winnice Doliny Amador. A tym, którzy trafią do Sacramento - spacer po Starym Mieście (prawdziwy Dziki Zachód!!!!) i wizytę w muzeum kolejnictwa. Dzieci mogą tam zająć się budową torów i pobawić pociągami, a dorośli zobaczyć na własne oczy pociągi z Doktor Quinn i poczytać o tym, jak to Amerykanie budowali w połowie XIX wieku, z dużą pomocą Chińczyków, kolej, która połączyła wschód z zachodem.





Więcej zdjęć:
Boże Narodzenie w Sacramento


Magda

Wysłano z ultrabooka Asus UX42VS

2 komentarze :

  1. "Gość w domu to Bóg w domu"… Tak też było u mnie na Święta w tym roku. Magda, Michał i Ignaś (nieźle już opowiada ;o) podzielili sie swoją przydogą; wnieśli radość, ciepło i nadzieję w moje progi. Strasznie miło bylo Was gościć. Już za wami tęsknimy, szczególnie dzieci za Ignasiem.
    Szerokości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że i Tobie było miło, bo nam było przemiło :D ! Ignasiowi też brakuje starszego "rodzeństwa", ale co zrobić, kolejne dzieci będą miały pod tym względem lepiej :P Trzymaj się ciepło Magda, pozdrowienia serdeczne dla Tomka, Joe, Kyle'a, Sebastiana i Zosi!

      Usuń