9 stycznia 2014


Zastanawialiście się kiedyś nad tym, które pokonane przez Was drogi najbardziej zapadły Wam w pamięć? Bo my tak. Ostatnio. Były drogi, które zapadły nam w pamięć przez niesamowite górskie widoki, były takie, na których walczyliśmy o każdy kilometr, były takie z awariami lub ze strasznym ruchem, nieprzyjemne i też takie, które dłużyły się mi jako pasażerce motocykla w nieskończoność. Jeszcze nigdy jednak nie jechaliśmy po drodze niegórskiej, która zrobiłaby na nas takie wrażenie jak Droga Stanowa nr 1 – droga łącząca San Francisco z Los Angeles. Asfalt wije się tam malowniczo wzgórzami, ocean uderza silnie o skały, gdzieniegdzie można znaleźć zatoki z ustronnymi plażami. Każdy zakręt przynosi nową odsłonę krajobrazu i choć ujęcie do ujęcia podobne, nie mogliśmy się napatrzeć, zatrzymywaliśmy się co chwilkę, żeby choć na chwilę wyjść z samochodu i poczuć tą bryzę na twarzy albo choć kawałek się przejść i popatrzeć przed siebie bez szklanej samochodowej bariery. Na kilku przerwach udało nam się wypatrzeć w oceanie wieloryby. Jest to ich czas migracji z okolic Arktyki do miejsc rozmnażania się w Zatoce Kalifornijskiej. W kilku miejscach spotkaliśmy z kolei największe istniejące foki, zwane słoniowymi. Mają one akurat okres rozrodczy, zobaczcie ilu małych foczek można było dopatrzeć się w jednym miejscu!



Wzdłuż drogi stanowej nr 1 najłatwiej spać w namiocie, Ignaś miał więc swój pierwszy raz, dostał swój śpiwór i spędził noc na campingu, wśród drzew Redwoodów. Przypomniały nam się okolice Bariloche (Argentyna), podobnie niskie temperatury mieliśmy tam każdej nocy. Nasz nowy namiot przetestowany, sprawdził się idealnie, na kolejne noce w namiocie poczekamy jednak aż bardziej zbliżymy się w stronę zwrotnika, za zimno tu.

Więcej słów o "jedynce" nie potrzeba. Sami zobaczcie, jak pięknie tu!









Więcej zdjęć jak zawsze na Picasa:
Droga stanowa nr 1
Magda

Wysłano z ultrabooka Asus UX42VS

1 komentarz :

  1. Cały czas śledzimy Wasze przygody i po cichu troszkę zazdrościmy!
    Przy okazji dzięki za dokładna relację z Kolumbii, bo bardzo się nam przyda! :)

    OdpowiedzUsuń