W XVI wieku na górzystych terenach północno-środkowego Meksyku Indianin dał do ręki hiszpańskiemu konkwistadorowi kawałek wydobytego srebra. Łatwo się domyślić, co nastąpiło dalej. Hiszpanie rozpoczęli budowę wielkich kopalni, w których indiańskimi rękami pozyskiwano kruszywa - srebro, złoto, żelazo, miedź i cynk dla powiększania bogactwa zachodniego świata. Wokół najbogatszych kopalni swoje małe, prywatne imperia tworzyli hiszpańscy baronowie, i tak zaczęły powstawać pokaźne kolonialne miasta. Niektóre kopalnie działały jeszcze w latach 60-tych XX wieku. Chętni mogą je dzisiaj zwiedzać, nie skorzystaliśmy jednak z tego, po wizycie w ciągle czynnej kopalni w Potosi w Boliwii.
W trzech miastach zatrzymaliśmy się na krótszą lub dłuższą chwilę, jadąc w stronę Mexico City. Można powiedzieć, ze wreszcie zobaczyliśmy Meksyk, bo na Półwyspie Kalifornijskim silne były amerykańskie wpływy. Mając w głowach wciąż bardzo żywe wspomnienia z Ameryki Południowej, "kontynentalny" Meksyk wydał nam się jakby znajomy... Wielkie mercados, w których można znaleźć stosunkowo tanie obiady i popić je świeżo wyciśniętym sokiem. Ściany z namalowanymi napisami informującymi o usługach, produktach, nazwie sklepu itp. Z wielu miejsc dobiegający reggeaton, urozmaicony meksykańską nutą - grajkami i śpiewakami, ubranymi w eleganckie stroje i pogrywającymi na gitarach, trąbkach, saksofonach i kontrabasach. I bezwzględnie wszechobecny hiszpański. W Zacatecas życie toczy się jakby normalnym miejskim trybem. Nie ma tu deptaków, ani standów z ozdóbkami dla turystów. Większość ulic kipi życiem, tu facet sprzedaje gazety, tam babeczka smaży tacos, a inna oferuje świeżo pokrojone owoce. Pan przyszedł z osłem z rancza i sprzedaje agua de miel, czyli sok z agawy. W piatek i sobotę wieczorem życie koncentruje się wokół kantyn, które są odpowiednikiem mojego wyobrażenia saloonów z dzikiego zachodu - wahadłowe, drewniane drzwi, bar i duża oferta różnego rodzaju alkoholi, w tym tequili i naszej wyborowej :) A tłem do tego miejskiego życia są ładne fasady kolonialnych kamienic.
Nasz codzienny rytual - przerwa w kawiarni na kawe dla nas i drzemke Ignasia (tu na workach z kawa) |
San Miguel de Allende to z kolei amerykańska oaza w Meksyku. Sprowadziło się tu mnóstwo amerykańskich emerytów. Znowu, podobnie jak na Półwyspie Kalifornijskim, w wielu miejscach słychać tu angielski, na znakach reklamują się po angielsku nowo wybudowane osiedla oferując sąsiadom z północy mieszkania. Jakkolwiek amerykańsko by tam jednak nie było, spodobała nam się kolorystyczna spójność miasta. Wszystkie kamienice zadbane, świeżo odmalowane na ciepłe żółto-czerwono-pomarańczowe barwy. Mało tam meksykańsko, ale bardzo estetycznie, można nacieszyć chwilę oko :)
Więcej zdjęć:
Magda
Wysłano z ultrabooka Asus UX42VS
:)
OdpowiedzUsuń42 yr old Community Outreach Specialist Werner Ferraron, hailing from Beamsville enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and Kitesurfing. Took a trip to Palmeral of Elche and drives a Ferrari 250 GT. Oficjalna strona
OdpowiedzUsuń